Robinson Dakota 206
Biorąc na warsztat Robinson Dakota 206 nie spodziewaliśmy się po nim zbyt wiele. Ot kolejny, „uniwersalny” i tani kołowrotek, który zadowoli niewymagającego, niedzielnego wędkarza. Sprawdzi się przy spławiku, może i nie pęknie wpół przy holu jakiegoś średniego szczupaczka. No bo ile można oczekiwać od młynka za 70 złotych? Okazuje się, że całkiem sporo. A my, już na wstępie przyznajemy, że czytając o Dakocie na stronach katalogu, zbyt łatwo popadliśmy w stereotypy.
Zacznijmy od tego, że Dakota już na pierwszy rzut oka robi wspaniałe wrażenie – jest zwyczajnie, i mówiąc wprost, bardzo ładna. Połączenie perłowego korpusu z czarną szpulą, wstawkami w korpusie oraz korbką, jest niesamowicie miłe dla oka i nadaje temu kołowrotkowi nowoczesnego designu, spotykanego na ogół w maszynkach co najmniej dwa razy droższych.
Spasowanie poszczególnych elementów jest przyzwoite. Pomimo zastosowania „najzwyklejszego” grafitu, części przylegają do siebie bardzo ciasno, lecz nie na tyle, by pod wpływem nacisku wydawać nieprzyjemne dla ucha trzaski.
Świetne wrażenie robi również pogrubiony kabłąk, oraz wąski korpus typu slim-body. Dakotą można więc kręcić intensywnie i agresywnie, nie tracąc przy tym ani krzty przyjemności z łowienia.
W standardzie otrzymujemy główną szpulę, wykonaną z aluminium oraz zapasową, wykonaną z grafitu. Obie mają identyczną pojemność – 200 metrów żyłki o średnicy 0,20mm bądź 140 metrów 0,25mm.
Dołączone szpule są bardzo lekkie i świetnie wyważają młynek sprawiając, że niezależnie od tego jaki rodzaj akcji oferuje nasza wędka, Dakota powinna stworzyć z nią ergonomiczny zestaw.
Nadmienimy tylko, że u nas 206-tka świetnie współpracowała z kijami o ciężarze wyrzutowym do 20g – zarówno wklejankami jak i wędkami o jednolitym blanku.
Teraz trochę danych technicznych. Mechanizm Dakoty działa na 5 łożyskach. Wyposażono ją dodatkowo w łożysko oporowe, które dość cicho i płynnie blokuje ruch wsteczny korbki.
Hamulec również pracuje gładko, oddając z właściwym wyczuciem kolejne metry żyłki. To bardzo ważna cecha kołowrotka spinningowego (a z myślą o tej właśnie metodzie tworzono Dakotę).
Kabłąk zbija się przyjemnie i całkiem cicho co pokazuje, że jest to kołowrotek o dobrej jakości wykonania. Spasowanie elementów wewnętrznych jest właściwe, choć nawet przy maksymalnym dokręceniu pokrętła, luz na korbce jest wyczuwalny.
Podczas dużych obciążeń, np. przy stosowaniu ciężkich wahadłówek, z przekładni wydobywają się delikatne szmery. Podobnie dzieje się podczas pracy w obfitych opadach deszczu. Pomimo tego kołowrotek działa sprawnie i dość płynnie. Z kolei gumowy uchwyt korbki pewnie trzyma się w dłoni.
Używając dobrej jakości żyłki, nie powinniśmy doświadczyć jej skręcania, nawet przy zastosowaniu niewielkich średnic. W Dakocie zastosowano bowiem szeroką rolkę prowadzącą. Płynnie zbiera ona żyłkę, która przy dość równomiernym nawoju składa się w ładne zwoje i gładko schodzi ze szpuli, co przekłada się z kolei na odległość rzutów.
Podsumowanie
Dakota 206 to kołowrotek uniwersalny, który znajdzie zastosowanie w prawie każdej metodzie, choć jego ergonomia i sposób pracy wyraźnie wskazują na przeznaczenie do lekkiej metody spinningowej. Mechanizmy działają płynnie a ich spasowanie, stoi na dobrym poziomie. Poza tym, jest to dość ładna, naszym zdaniem maszynka, która wyglądem dorównuje modelom z dużo wyższej półki. Wspomniane wyżej, pojawiające się przy większych obciążeniach szmery, nie przekładają się na pracę kołowrotka. Można je łatwo wyeliminować – stosując odpowiednio większy model (Dakota 306) jeśli chcemy łowić cięższymi przynętami. 206-tka to z kolei idealny rozmiar na klenia, jazia, okonia i do delikatnego spinningu szczupakowego. Podobnie sprawdzi się przy spławiku i lekkim pickerze.
KOMU POLECAMY?
Głównie amatorom/wędkarzom o mniej zasobnym portfelu; każdemu kto ceni sobie jej ładny wygląd ponad właściwości pracy; do lżejszego spinningu czy chociażby spławika.
71% - Dobry!
-
Wytrzymałość - 65%
65%
-
Właściwości pracy - 70%
70%
-
Jakość wykonania - 70%
70%
-
Konkurencyjność - 75%
75%
-
Cena - 75%
75%