Metoda Twitchingu
Odkąd zobaczyłem w filmach wędkarskich woblery, które swoją pracą do złudzenia przypominają chorą lub ranną rybkę, wiedziałem z góry, że tak zachowujące się przynęty będą bardzo skuteczne. Poszukując wiedzy na ten temat w internecie i sklepach wędkarskich dowiedziałem się, że technikę połowu drapieżników, pozwalającą w ten sposób zaprezentować przynętę, określa się mianem twitchingu, a korzysta się przy niej przede wszystkim z woblerów – twitchbait’ów.
Jak łowić?
Podciągnij, zwiń linkę, zrób pauzę – tak w ogólnym zarysie wygląda ta technika ale jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Twitching Jest bardzo zbliżony do klasycznego jerking’u. Podszarpując, podciągając ( ang. „twitch” ) nasz wobler, nadajemy mu pracę przybliżoną do chorej lub rannej rybki, która skokami „odjeżdża” na boki, mocno przy tym lusterkując. Jak długie będą to odjazdy, wychylenia – zależy to tylko i wyłącznie od nas samych. Jeśli będziemy podszarpywać delikatnie naszą wędką, przynęta będzie pokonywała swoją drogę, krótkimi „odjazdami” i analogicznie – dłuższe podciągnięcia spowodują, dłuższe ślizgi woblera.
Według mnie, najkorzystniejszą prezentację prowadzonego przez nas twitchbait’a uzyskamy, pracując samym nadgarstkiem. Chodzi o subtelne ruchy choć te, zależne są często od gramatury sprzętu, którym łowimy. Podobną pracę przynęty możemy uzyskać, operując odpowiednio korbą naszego kręciołka, ale ze względu na możliwość uszkodzenia przekładni, nie będzie to optymalne działanie.
Istnieje wiele czynników, które uwarunkowują prowadzenie woblera: intensywność żerowania ryb, rodzaj przynęty czy temperatura wody. Jakiś czas temu słyszałem, że technika twitchingu skuteczna jest tylko wiosną i latem – jesienią, a tym bardziej w zimie, nie przynosi rezultatów. Z własnego doświadczenia jednak mogę Wam napisać, że również w porach chłodu i zimna, technika ta pozwoliła mi przechytrzyć wiele fajnych ryb. Musimy tylko dostosować odpowiednie tempo prowadzonego wabia do otaczającej nas aury pogodowej. W chłodniejszych miesiącach podciągnięcia powinny być wolniejsze, a pauzy – dłuższe, ponieważ drapieżniki raczej nie będą skłonne startować i gonić przynęt prowadzonych w szybkim tempie. A więc, tak jak w przypadku stosowania innych technik tak i w tym przypadku, unikajcie schematów, kombinujcie i modyfikujcie. Jestem pewien, że przyniesie to oczekiwane rezultaty.
Kołowrotek
Na początek wyjaśnijmy sobie ważną rzecz – nie ma to żadnej różnicy, czy używać będziemy multiplikatora, czy klasycznego kołowrotka. Istotne jest to, by miał on odpowiednie przełożenie, które pozwoli nam kasować powstały luz na lince w trakcie łowienia. Jest to istotna sprawa, ponieważ w momencie ataku ryby (kiedy nie zlikwidujemy nadmiaru wysuniętej linki), nie poczujemy brania lub nie zatniemy odpowiednio.
O prawidłowo ustawionym i sprawdzonym hamulcu, nie muszę nikomu przypominać. Wyobraźmy sobie atakującego szczupaka, który dodatkowo przyspiesza i koryguje swój namiar na cel, bo ten akurat próbuje uciec, skręcając.
Na swoje młynki, zawsze nawijam dobrą i sprawdzoną plecionkę. Dlaczego plecionka? Ano, po pierwsze, primo – nie rozciąga się tak jak żyłka i daje lepszą kontrolę nad pracą przynęty. Po drugie, secundo – jest mocniejsza przy tej samej średnicy co żyłka, a często łowię pośród podwodnych przeszkód i roślinności – to kolejny argument.
Wędka
Moim zdaniem, do tej techniki najodpowiedniejsze kije powinny spełniać kilka warunków, dzięki którym będziemy mogli odpowiednio poprowadzić i zaprezentować naszą przynętę. O jakich parametrach mowa? Wędka powinna być odpowiednio krótka, szybka i mocna. Optymalna długość takiego kija, to około 2 metry. Przy tej długości, poprowadzenie przynęt pośród podwodnych przeszkód będzie z pewnością ułatwione. Często stojąc w łódce, na pomoście, pracuję wędziskiem w bardzo podobny sposób jak wędką do klasycznego jerka.
Blank powinien być naprawdę szybki. Pamiętacie, że woblera prowadzimy podszarpując wędziskiem, tak więc nasz kij nie powinien zbyt mocno uginać się pod ciężarem płynącej przynęty. Akcja X-Fast jest więc optymalna, a wszelkie Moderate i wolniejsze lepiej sobie odpuścić. W chwili obecnej używam najczęściej kija firmy Gunki – model Bushi, o długości 218cm. Według mnie, spełnia on rewelacyjnie powyższe założenia.
Woblery
Na naszym rodzimym rynku wędkarskim mamy spory wachlarz przynęt przystosowanych do techniki twitching’owej i, co niezmiernie mnie cieszy, z roku na rok jest ich co raz więcej. Klasycznymi woblerami typu „twitch” są wszelkiej maści minnow’y, czy jerkbait’y. Niektóre z nich mają w swoich bebechach kulki wolframowe lub/i metalowe. Dzięki temu patentowi, podczas prowadzenia wydają one dźwięki, które mają za zadanie zwabić drapieżniki. Kolejną zaletą tego rozwiązania jest możliwość oddawania dalekich i precyzyjnych rzutów. U różnych producentów system ten posiada inne oznaczenia.
Stery w twitchbait’ach są z reguły małej wielkości i zrobione są z plastiku. Dodatkowo, przynęty te możemy podzielić według kilku kryteriów związanych z ich parametrami, a jednym z nich jest niezwykle istotna pływalność. Woblery pływające są najbardziej popularne – charakteryzują się min. mniejszą wagą, krótszym sterem i większą wypornością, co przekłada się na ich energiczną pracę. Polecam te przynęty na obławianie płytszych rejonów łowiska. Ich praca jest dość dobrze wyczuwalna na wędce, dzięki czemu z pewnością nie przeoczymy brania.
Woblery typu „suspending”, czyli o neutralnej wyporności, często okazują się skuteczne w okresach, kiedy nie udaje nam się sprowokować drapieżnika do ataku lub gdy ryba podąża za naszą przynętą i nie ma ochoty zagryźć naszego bait’a. Posyłamy wówczas do boju takiego woblera, który sprowadzamy na pożądaną głębokość i który, po podciągnięciu, pozostaje na tym samym pułapie, zawisając w toni. Nie wypływa więc ani nie nurkuje, pozostając tym samym w polu widzenia drapieżnika. Nie raz tego typu przynęta pozwoliła mi złowić pięknego szczupaka, który tylko odprowadzał mojego woblera do łódki, nie chcąc zatopić swoich ostrych zębów w przynęcie.
Ostatnią grupę woblerów – Twitchbait’y tonące – stosować należy głównie w miejscach głębszych. Nie są one tak energiczne w swej pracy jak dwie wyżej wspomniane podkategorie przynęt. W większości przypadków woblery te schodzą max. do 4 m.
Kolejną istotną kwestią jest budowa korpusu. Twitchbait’y z reguły charakteryzują się smukłą budową i możemy podzielić je na jedno- i wieloczęściowe. Te drugie posiadają bardziej agresywną pracę, o większej amplitudzie wychyleń, co z pewnością odczujemy na blanku, prowadząc te wabiki w toni.
Od kilku sezonów, do twitch’a używam woblerów z kilku firm; Pontoon21, DUO, Salmo, Rapala oraz Gunki jednakże, moimi ulubionymi przynętami są woblery dwóch pierwszych producentów, tj. Pontoon21 i DUO. Biorąc do ręki te baity, od razu rzuca nam się w oczy dbałość z jaką producent je wykonał. Przyznam się, że mnie osobiście te cudeńka urzekły zarówno od pierwszego wejrzenia jak i zarzucenia – każdy szczegół dopracowany jest na piątkę. Gdy dodamy ostre, mocne i trwałe kotwice Owner’a (jak w przypadku woblerów z firmy Pontoon21 ), dopełni to obrazu mega skutecznej przynęty.
Osobiście do połowu szczupaka, używam największych modeli; Cablista, Greedy Guts ( Pontoon21 ) oraz Realis Jerkbait 120 ( DUO International ). Do okonia, polecam model Bet A Shad ze stajni Pontoon21. Prowadząc je jednostajnie, uzyskujemy efekt pięknego zamiatania ogonkiem i intensywnego lusterkowania. Z autopsji mogę Wam zdradzić, że przynęty te – mimo, że dedykowane są do łowienia szczupaków – niejednokrotnie przechytrzyły okazałego okonia i na odwrót. Mniejsze modele; Cablista, czy Greedy Guts możemy z powodzeniem wykorzystać łowiąc sandacze.
Twitching – pełen wrażeń
Technikę twitching’u preferuję i stosuję od ładnych kilku lat. I szczerze przyznaje, że niejednokrotnie pozwoliła mi otworzyć nieznaną wodę. Istotne jest to, by nieustannie doszkalać i szlifować tę technikę. Musicie poznać i wczuć się w nią, prowadząc swoje twitchbaity. Moja sugestia jest taka – na początek, podszarpujcie woblera na krótkiej lince przy powierzchni wody. Zaobserwujcie, które z szarpnięć powoduje krótkie odejście przynęty w bok i jakim ruchem wykonać dłuższe jej odjazdy. Dzięki temu, prowadząc woblera dużo dalej i głębiej, będziecie widzieli oczyma wyobraźni jak zachowuje się wasz wabik. Ćwiczenia te możecie robić łowiąc z łódki, pomostu czy z brzegu. Bądźcie jednak czujni, bo ryby do tak prowadzonych bait’ów startują na ogół zdecydowanie!
Pozdrawiam, i do zobaczenia nad wodą.
Czaro „Eland Project”
Deeper Heroes Polska, Test-Wedkarski.pl