Robinson Sashima FD 210 – czy więcej znaczy lepiej?
Jak część z Was zapewne pamięta, Sashima gościł już na łamach naszego portalu – pod koniec września, recenzję wersji FD310 przygotował Łukasz Zieliński z bloga www.rybazpojezierza.pl. W dzisiejszym artykule, wzięliśmy dla odmiany pod lupę najmniejsze wydanie tego kołowrotka – FD 210, który w zamyśle ma pracować przy lżejszym spinningu, ukierunkowanym pod okonie, klenie czy pstrągi. Jak sobie poradził w naszym 4-tygodniowym teście?
Charakterystyka ogólna
Robinson Sashima to zeszłoroczna nowość w ofercie polskiego producenta. Jeszcze jakiś czas temu występowała tylko w dwóch rozmiarach ale na szczęście, Robinson dostosował ofertę do potrzeb rynku i w tym roku pojawiła się trzecia, największa wersja dedykowana do ciężkiego spinningu.
Kołowrotek wyposażono w 10 łożysk, w tym jedno oporowe. Wynik niezły, choć nie raz już przekonywaliśmy się Was tym, że to nie ilość łożysk świadczy o dobrym kołowrotku. Za zachodnią granicą często spotkać się można z opinią, że 4-5 łożyskowe kołowrotki potrafią w pełni zaspokoić nawet najbardziej wymagających wędkarzy. U nas wciąż panuje jednak trend, mówiący że „więcej” znaczy „lepiej”. Nie jest to do końca prawdą.
Korpus zbudowano na bazie leciutkiego grafitu, co jest normą w tej, jak i nawet w wyższej półce cenowej. Najważniejsze, żeby było to tworzywo o dobrych właściwościach, znoszące przeciążenia, uderzenia i złe warunki pogodowe. W przypadku Sashimy – tak właśnie jest i to zaznaczamy już na starcie.
Pierwsze wrażenie
Otwieramy pudełko. Sashima FD 210 wita się z nami przepięknym, urzekającym oko designem. Korpus wykonano z lekkiego, wysokiej klasy grafitu w kolorze perłowym, który idealnie wręcz komponuje się z czarną, frezowaną, aluminiową szpulą oraz rączką. Całość jest maksymalnie „odchudzona”, stworzona w rzadko spotykanej odmianie szkieletowej lecz przy tym, sprawia wrażenie solidnej konstrukcji głównie za sprawą sporych rozmiarów rotora, oraz pogrubionej rurki kabłąka.
W pudełku znajduje się też zapasowa szpula wykonana z aluminium, będąca w kolorze… srebrnym. Nie potrafimy zrozumieć, czym w tej sytuacji kierował się producent ale kilkanaście opinii, które mieliśmy już okazję słyszeć, nie pozostawia złudzeń – ze srebrną szpulą Sashima wygląda co najmniej dziwnie. W naszej opinii – wręcz głupio.
Konstrukcja
Spasowanie poszczególnych elementów jest właściwe. Widać, że na linii produkcyjnej rzeczywiście zadbano o detale. Grafit ma jednak to do siebie, że po pewnym czasie lubi się odkształcić czy nieznacznie przesunąć. Jak będzie w tym wypadku – czas pokaże.
Liczne wcięcia na korpusie, korbie, rotorze oraz szpuli z pewnością odejmują Sashimie sporo wagi. Rewelacji jednak nie ma – 247 gramów to wynik przeciętny. Wszystko za sprawą sporych, jak na kołowrotek okoniowi, rozmiarów oraz (miejmy nadzieję) solidnych i wolno zużywających się części mechanizmu.
Zaskakiwać może sposób, w jaki skonstruowano korbkę – poszczególne elementy są skręcone śrubami i nie ma możliwości jej złożenia. Możemy co najwyżej wyjąć ją w całości na czas transportu, by nie uszkodzić przekładni. Sens zastosowania tego rozwiązania można odbierać dwojako – z jednej strony, niweluje on luzy powstające w trakcie eksploatacji kołowrotka, co przekłada się na przyjemniejsze kręcenie; z drugiej – jest to rozwiązanie bardzo niewygodne w transporcie. Są więc plusy i minusy – coś, kosztem czegoś. Cóż rzec więcej?
Nad wodą
Nadszedł czas na najbardziej miarodajną część testu. Jak Sashima FD 210 radzi sobie podczas wędkowania?
Łowiliśmy nią zarówno na dużych, nizinnych rzekach, takich jak Odra czy Warta, na górskim odcinku Gwdy oraz w płytkich i głębokich jeziorach. Korzystaliśmy przy tym zarówno z metody bocznego troka, jak i z klasycznej metody spinningowej, z użyciem gum na główkach do 12 gramów, obrotówek w rozmiarze 1 i 2 oraz niewielkich woblerów o intensywnej pracy. W każdym, podkreślamy – każdym, przypadku Sashima spisuje się bardzo przeciętnie. Podczas deszczu we znaki dawał się brak uszczelek ochraniających hamulec, co skutkowało jego kiepską pracą. Przy okazji warto wspomnieć, że zakres i płynność regulacji nie są najwyższych lotów.
Już przy niewielkim, kilkugramowym obciążeniu z rotora wydobywają się nieprzyjemne dźwięki a korpus, prawdopodobnie za sprawą nieprawidłowego wyważenia, zaczyna mocno wibrować. Podczas kręcenia korbą czuć delikatne przeskoki na przekładni, jakby elementy wewnętrzne nie były prawidłowo spasowane. Opisana sytuacja nie występuje, podczas korzystania z przynęt miękkich na główkach jigowych o wadze do około 5 gramów.
Wniosek jest prosty prawda? Sashima FD 210 to kołowrotek do ultralekkiego spinningu, który nie znosi dobrze przeciążeń. Niestety, to również nie okazuje się prawdą – jeśli zaczniemy rozpatrywać ją w tej kategorii, na pierwszy plan wychodzi pytanie – po co w kołowrotku do ultra-lighta zamieszczać dwie szpule o pojemności… 190 metrów linki 0,25mm?! Nie potrafimy odpowiedzieć na to pytanie, lecz nadmienimy, że nawijanie na Sashimę plecionki 0,08mm zajęło nam trochę czasu. Przy tym, jak sami widzicie, jakość nawoju naprawdę nie powala na kolana.
Ostatnią nadzieją (jaką mimo wszystko mamy) jest to, że testowany egzemplarz był trefny. Czy rzeczywiście – czas pokaże, gdy na warsztat weźmiemy wersję FD 410. Nawet jeśli nasza Sashima FD 210 była jakimś ewenementem, takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w kołowrotku kosztującym ponad 200 złotych. Dowodem na to, że za nieduże pieniądze można stworzyć świetny kołowrotek, był testowany przez nas niedawno, i niedostępny już w ofercie na 2016 rok, Quartz Pro Spin. Jeśli Sashima ma być jego następcą, to ma przed sobą naprawdę daleką drogę. Naszą ocenę ratuje tylko jakość wykonania oraz wytrzymałość Sashimy.
63% - Przeciętny
-
Wytrzymałość - 80%
80%
-
Właściwości pracy - 45%
45%
-
Jakość wykonania - 75%
75%
-
Konkurencyjność - 60%
60%
-
Cena - 55%
55%